Szlak Tatarski – Sokółka, Bohoniki, Kruszyniany rowerem

Być na Podlasiu i nie zboczyć na Szlak Tatarski wydawało mi się bardzo złym pomysłem. Dlatego po noclegu w Supraślu ruszyłyśmy w stronę Sobótki, żeby następnie popedałować do Bohonik, Krynek, Kryszynian.

Szlak Tatarski liczy sobie 57 kilometrów. Prowadzi od Sokółki poprzez Drahle, Bohoniki, Starą Kamionkę, Wierzchlesie, Talkowszczyznę, Nową Świdziałówkę, Nietupę i Kruszyniany. Na ziemiach tych Tatarzy osiedlili się w połowie XV wieku. W 1679 roku sejm w Barze nadał im ziemie w zamian za niewypłacony rząd. Mogli oni zachować swoją wiarę i budować meczety, ale żeniąc się musieli przyjąć polskie nazwiska.

Zobacz dwa pierwsze wpisy z Green Velo: Wstęp oraz Białystok i Supraśl

Droga do Sobótki dała nam trochę w kość. Najpierw błądziłyśmy bezdrożami, potem jechałyśmy drogą w stronę granicy. Non stop mijały nas TIRy, a dodatkowo droga prowadziła górkami. Moje przerzutki musiały się zrobić ciepłe z przepracowania. Nastawiło nas to deczko negatywnie do niczemu winnego miasteczka, którego i tak nie zamierzałyśmy przesadnie zwiedzać.

SOKÓŁKA

Historię osadnictwa tatarskiego można poznać w Muzeum Ziemi Sokólskiej. Mieści się tu także Punkt Informacji Turystycznej. My w muzeum nie byłyśmy. W Sokółce odwiedziłyśmy kościół p.w. św. Antoniego Padewskiego. Miejsce znane z cudu eucharystycznego, który miał miejsce w październiku 2008 roku. Podczas porannego nabożeństwa ksiądz upuścił opłatek, a następnie zgodnie z procedurą zalał go w naczyniu liturgicznym wodą celem jego rozpuszczenia. Jednak po upływie dwóch tygodni odkryto, że opłatek się nie rozpuścił, a na jego środku powstała krwista plamka, która zbadana okazała się fragmentem ludzkiego mięśnia sercowego w stanie agonalnym. 

W mieście zjadłyśmy również pyszny obiad w Karczmie pod Sokołem. Za niewielką kwotę zjadłyśmy danie dnia – krupnik przypominający ambrozję i cudowne polędwiczki.

BOHONIKI

Kolejny punkt na trasie to były Bohoniki.

Celem wizyty w Bohonikach był meczet. Opiekująca się nim pani Eugenia Radkiewicz zaczynała akurat przerwę, więc w krótkich żołnierskich słowach kazała nam iść oglądać mizar i wpaść na jedzonko, a potem przyjść do niej. Nie wyglądało na to, żebyśmy miały pole do dyskusji więc grzecznie spełniłyśmy polecenie. W domu pielgrzyma naprzeciwko meczetu wypiłyśmy po kompocie i zjadłyśmy na pół kawałek ciasta i pierekaczewnik z serem.

Przewodniczka to urodzona gawędziarka, ale przy tym konkretna. Przekazała nam konieczną wiedzę, kilka osób opierniczyła za gadanie głupot. Było krótko, acz treściwie i przyjemnie. Przy wejściu do meczetu trzeba ściągnąć buty. Wnętrze, chociaż małe, podzielone jest na część męską i żeńską, ale podczas zwiedzania nie trzeba się dzielić 🙂 Na koniec przewodniczka zagoniła nas wszystkich po kolei do zdjęcia.

Meczet w Bohonikach został zbudowany w drugiej połowie XIX wieku.

KRYNKI

Z Bohonik pojechałyśmy do Krynek. Tuż za Wierzchlesiem nagle urwał się asfalt. Zaczęłyśmy się śmiać, że lada chwila będziemy gotowe na kolejną wyprawę – rowerem wzdłuż wybrzeża plażą.

Nazwa miasteczka – Krynki, pochodzi od krynic, źródeł dawniej tu bijących, z których woda miała cudownie uleczyć królową Jadwigę z dolegliwości żołądkowych. Jadwiga nie zamierzała wody z Krynek pić, ale poprosiła swojego męża, żeby przywiózł jej wody ze źródła na Litwie, znanego z leczniczych właściwości. Król, nie król – wiadomo jak to jest chłopa o coś poprosić. Jagiełło o prośbie zapomniał, wody z Litwy nie zabrał, za to na popasie w rejonie dzisiejszych Krynek kazał słudze nabrać wody z lokalnego źródła. Później ten sam sługa, za dobry wybór, ziemie te dostał w prezencie. Król wrócił do Krynek w 1434 roku. Tu odnowiona została jedność Litwy z Koroną przy dzbanie lokalnej wody 🙂

W drugiej połowie XVIII wieku Krynki zyskały swój – unikatowy na skalę krajową – układ rynku. Od sześciobocznego placu, dziś parku, odchodzi promieniście dwanaście ulic. Jak w wielu miejscowościach tego rejonu jest to miasto wielokulturowe. A raczej było. Obok siebie mieszkali tu katolicy i prawosławni, Żydzi i Tatarzy.

KRUSZYNIANY

Z Krynek pojechałyśmy prosto do Kruszynian nie bawiąc się w trzymanie się szlaku w nadziei na spokojny dzień jazdy po asfalcie. I owszem do Kruszynian udało nam się dojechać, ale zaraz za nimi było bye bye asfalcie i witaj piaszczysta tarko. Cywilizowana droga wróciła dopiero w Waliłach, w których wracałyśmy na Green Velo.

Tak wyglądała jazda piaszczystą tarką. Wykańczała. Przez nią, zdecydowałyśmy się skończyć dzień w Gródku, chociaż stan liczników nie powalał [nocleg, jak się okazało, też]

W Kruszynianach obejrzałyśmy z zewnątrz drugi z dwóch drewnianych meczetów Polski. Na zwiedzanie się nie zdecydowałyśmy – przewodniczka z Bohonik wyczerpała temat. Poza tym przed nami była duża wycieczka i nie chciało nam się czekać. 

W Kruszynianach poza meczetem znajdziecie również mizar założony w XVIII wieku. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1786 roku. Co roku odbywa się też tutaj Sabantuj – Festiwal Tradycji i Kultury Tatarów Polskich. W 2022, jeśli zostanie zniesiony stany wyjątkowy przy granicy [podejrzewam, że sytuacja na Ukrainie też będzie miała wpływ], Sabantuj planowany jest na 16 lipca. W programie warsztaty, kuchnia tatarska, rekonstrukcja bitwy pod Parkanami, pieczony baran, tatarskie gry i zabawy, występy.

Kulturę tatarską poznać można lepiej w otwartym w 2015 roku  Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich. Z miejscowością związana jest też Tatarska Jurta, prowadzona przez Dżannetę Bogdanowicz restauracja z agroturystyką. Jurta odbudowuje się po wielkim pożarze. Mi zdecydowanie Zajazd Na Końcu Świata przypadł bardziej do gustu.


Tyle na temat Szlaku Tatarskiego, wracam na Green Velo. Zapraszam Was na pozostałe wpisy z wyprawy: Wstęp // Białystok i Supraśl // Szlak Tatarski // Gródek, Kraina Otwartych Okiennic i Narew // Białowieża i Białowieski Park Narodowy // Hajnówka, Dubicze, Kleszczele, Rogacze // Grabarka, Janów, Pratulin

Możesz również polubić