Wschodni szlak rowerowy Green Velo

Wschodni szlak rowerowy Green Velo… To był rok 2018 i do głowy wpadł mi szalony pomysł wybrania się w wakacje na szlak Green Velo. Miało być doskonale. Miałam wszystko zaplanować – kolejne odcinki, wszystko warte zobaczenia, noclegi. Treningi miały się zacząć od wczesnej wiosny, żeby formy starczyło. Ile z tego wyszło? Nie będę się wypowiadać, bo musiałabym użyć słów uznawanych za nieparlamentarne. Niemniej jednak, chociaż wiele mówiło, żeby wyjazd odłożyć w czasie, ruszyłyśmy w sierpniu w drogę. My, czyli ja i moja mama – adekwatnie ode mnie starsza, która zniosła ten wyjazd zdecydowanie lepiej niż ja.

Początek naszego Green Velo
Green Velo, dworzec w Białymstoku

Powiecie – 2018 był dawno temu. Czasy pre-covid jawią się jako prehistoryczne. Czemu teraz dopiero piszę o tych wakacjach i o Green Velo? Cóż, miałam do szlaku [niesłusznie, bo powinnam mieć do siebie] pewien żal za to, jak wycieczka nam się skończyła, a raczej jak została przerwana, ponieważ nie ukończyliśmy zaplanowanej trasy. Od początku prawie dokuczały mi dłonie, co przerodziło się w poważny, do dziś nie rozwiązany problem, który zmusił mnie do narzucenia na rower pokrowca i zapomnienia o nim na kilka lat [dzisiaj już z pomocą fizjoterapii jestem w stanie robić krótkie trasy], a gdzieś za Puszczą Białowieską odmówiło mi współpracy kolano. I kolano to tylko moja wina – brak odpowiedniego treningu spowodował zaciągnięcie rzepki. Udało mi się co prawda znaleźć fizjoterapeutę, który poddał mnie torturom, zatape’ował i podpowiedział ćwiczenia, ale niestety nie pomogło. Zamiast w Chełmie skończyłyśmy w Terespolu. Teraz w końcu chcę Wam pokrótce przedstawić naszą trasę, ciekawe miejsca i moje wnioski dotyczące pierwszej i, mam nadzieję, nie jedynej w moim życiu wielodniowej wycieczki rowerowej.

W tym poście znajdziecie garść informacji o Green Velo, informacje dotyczące spraw technicznych, wyposażenia. W kolejnych – opisy trasy i miejsc, które udało nam się odwiedzić, a powiem Wam, że wschód Polski urzekł nas obie jednako. Poza drogami, zachwyca tam wszystko.

CZYM JEST WSCHODNI SZLAK ROWEROWY GREEN VELO?

Wschodni szlak rowerowy Green Velo to ponad 2000 kilometrów tras rowerowych o różnym standardzie. Prowadzą przez pięć wschodnich województw Polski. Przebiega przez piękne i relatywnie mało znane większości rejony Polski. Krainy zróżnicowane kulturowo i ciekawe historycznie. Szlak jest dość dobrze oznakowany. Wybudowane zostały MORy – czyli miejsca obsługi rowerzystów, różniące się bardzo od siebie. Od miejsc z mapką i ławką, po MORy wyposażone w prysznice, czy miejsca na grilla. Nigdy nie wiadomo, na jaki trafimy następnym razem. Nie wiadomo też niestety, kiedy na MOR trafimy, chociaż strona szlaku podaje informację, że powinny się znajdować co maksymalnie 10 kilometrów.

Green Velo MOR Werchlis
MOR w miejscowości Werchliś, Green Velo

Ułatwieniem dla turystów na szlaku jest niewątpliwie wyznaczenie tak zwanych MPRów, czyli miejsc przyjaznych rowerzystom. Są wśród nich serwisy i wypożyczalnie rowerowe, noclegi – które oznaczone są symbolami zgodnie z proponowanymi dla rowerzystów udogodnieniami [czy znajduje się na miejscu stojak, czy zamknięty garaż dla roweru, czy można rower naprawić lub wypożyczyć itp], czy atrakcje turystyczne. Wszystkie są zaznaczone w aplikacji Green Velo. Ich spis, z opisami, znajdziecie też na stronie szlaku.

PRZEBIEG SZLAKU GREEN VELO

Trasa szlaku Green Velo rozpoczyna się w województwie warmińsko-mazurskim, w Elblągu. W obrębie tego województwa znajduje się około 420 kilometrów szlaku. Następnie Green Velo prowadzi przez województwo podlaskie – ok. 592 kilometry, lubelskie – 351 kilometrów, podkarpackie – 428 kilometrów i świętokrzyskie – 190 kilometrów. 

Z Elbląga szlak prowadzi na wschód. Przez Frombork, Lidzbark Warmiński, dociera do styku granic Polski, Litwy i Rosji, skąd rusza na południe. W Przemyślu szlak skręca na zachód, a następnie północ by przez Rzeszów, Tarnobrzeg i Kielce dotrzeć do Końskich – gdzie Green Velo ma swój koniec.

NASZA WYCIECZKA WSCHODNIM SZLAKIEM ROWEROWYM GREEN VELO

Nasze rowerowe wakacje na szlaku Green Velo miały zaczynać się w Białymstoku, a skończyć się w Lublinie. Ostatnim miejscem na szlaku miał być Chełm. Od niego miałyśmy odbić na Lublin, skąd można było się dość łatwo dostać na Śląsk. W planie miałyśmy dwie pętle dodatkowe – szlak tatarski oraz zobaczenie Krainy Otwartych Okiennic. Jak już wspomniałam planu nie udało nam się zrealizować. Chociaż planowałyśmy trasę pół roku, wzięłyśmy palnik – na wypadek gdyby nie było gdzie kupić herbaty, karimaty i śpiwory – gdyby nie było gdzie nocować, choć zabrałyśmy latarki, power banki, dwa zestawy dętek i innych arcyważnych rzeczy na każdą okoliczność, musiałyśmy się poddać. Nie było w sakwach zapasowej nogi.

Siódmego dnia w moim kolanie zaczęły się dziać dziwne i niepokojące rzeczy. Wrażenie, jakby rzepka stukała o kość udową i dość spory ból, a w perspektywie zbliżenie się do wschodniej granicy i brak miast na szlaku skłoniły mnie do poszukania fizjoterapeuty. Jedyne miejsce, gdzie można było takowego znaleźć to były Siemiatycze. Pan fizjo ulitował się nade mną i przyjął mnie na CITO. Tyle bólu, ile on mi zadał, nie zadało mi kolano ani przed, ani po wizycie, ani nawet suma sumarum. Stwierdził, że trzeba dzień odpocząć. Dał ćwiczenia na poluzowanie rzepki – która podobno była zaciągnięta, przykleił rolkę taśmy i posłał mnie w świat z nadzieją, nie obietnicą, że może będzie dobrze. Nie było dobrze. Skończyłyśmy swoje wakacje przedwcześnie w Terespolu, czy raczej w Chotyłowie, bo z Terespola pociągiem wydostać się nie szło.

Mimo wszystko udało nam się zobaczyć sporo pięknych miejsc. Oto przebieg naszej trasy:

Białystok – Supraśl – Sokółka – Bohoniki – Wiechlesie – Talkowszczyzna – Krynki – Kruszyniany – Waliły – Gródek – Michałowo – Hieronimowo – Saki – Trześcianka – Puchły – Trześcianka – Narew – Eliaszuki – Siemianówka – Narewka – Janowo – Białowieża – Hajnówka – Istok – Dubicze Cerkiewne – Kleszczele – Dobrowoda – Czeremcha – Repczyce – Miedwieżyki – Rogacze – Milejczyce – Żerczyce – góra Grabarka – Siemiatycze – Mielnik – Zabuże – Gnojno – Stary Bubel – Janów Podlaski – Wierchliś – Zaczopki – Neple – Terespol

CO ZABRAŁYŚMY ZE SOBĄ?

Oba rowery miały po dwie duże sakwy oraz mniejsze torby na pierdoły. Mama miała plecak, który zapinała na bagażniku. Wszystko, co ze sobą zabrałyśmy spokojnie nam się zmieściło. Na różnych postojach mama zabierała plecak, ja małą sakwę montowaną na ramę, w których miałyśmy co cenniejsze rzeczy – telefony, aparat, dokumenty. Zostawianie całej reszty bez nadzoru, w tym zostawianie roweru, przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Miałam co prawda dwa zapięcia, jedno którym mocowałam przednie koło do ramy i stojaka, drugi, którym mocowałam tylne koło do ramy i siodełka, ale nadal bałam się za każdym razem kiedy traciłam rower z oczu. Oczywiście nic się nie stało, nic nam nie zginęło i nikt nie próbował [wg naszej wiedzy] przy rowerach majstrować.

Z ubrań zabrałam: kurtkę przeciwdeszczową, bluzę rozpinaną, koszulki x3, coś do spania, windstopper, skarpetki x3, bieliznę, czapkę z daszkiem, dwie pary spodenek, 2 pary getrów długich, dwie bluzy termiczne, sandały.

Akcesoria rowerowe: rękawiczki, buty SPD, zapięcia, multitool rowerowy, licznik, oświetlenie, sakwy tylne, zestaw naprawczy do dętek plus łyżki do opon, zapasowa dętka, pompka, bidon.

Kuchnia/apteczka: kosmetyki [mydło chlebowe, które robi za mydło i szampon, pasta i szczoteczka do zębów, szczotka, krem UV, zapasowe soczewki + płyn, chusteczki nawilżane], apteczka [bandaż, plastry, rutinoscorbin, maść przeciwzapalna, elektrolity, isotonic, magnez], ręcznik, okulary przeciwsłoneczne, herbata i kawa, cukier/sól/pieprz, termos i kubek termiczny, sztućce, nóż, posiłek liofilizowany [na wszelki wypadek], batony, garnuszek.

Inne: zapałki, sznurek, trytytki, taśma izolacyjna, power bank, ładowarki [wiadomo], telefon, mapy [te które udało się zdobyć], aparat, palnik i butla gazowa mała, śpiwór, materac dmuchany, płachta przeciwdeszczowa.

Czego zabrakło? Zdecydowanie smaru i tego urządzonka do smarowania łańcucha. Na piaszczystych drogach Podlasia łańcuch szybko wymiękł i trzeba było szukać pomocy. Pół trasy przeleciałam na oleju rzepakowym 🙂

Płachta i palnik się nie przydały, ale podczas kolejnych wycieczek na pewno też je zabiorę, bo mogę nie mieć tyle szczęścia do pogody, co tym razem. Przydał się za to śpiwór i materac – podczas noclegu w szkole. Dętki były grzeczne więc nie trzeba było łatać na szczęście 🙂

Power bank przydał się bardzo. Często musiałyśmy wspomagać się mapami google, telefon był też potrzebny do szukania noclegów, czy miejsca do zjedzenia obiadu, szukanie sieci też zżera baterie, więc już w połowie dnia telefon jechał na kablu.

PODSUMOWANIE

Suma sumarum udało nam się zrobić prawie 500 kilometrów. Może nie dużo, ale za to zwiedziłyśmy spory kawałek Polski i zobaczyłyśmy naprawdę dużo pięknych miejsc. Szczególne miejsce w naszych sercach zyskała podlaska przyroda.

Tutaj mały postój – mama wpadła w łąkę zbierać zioła na herbatkę wieczorem.

Noclegi udawało nam się załatwiać na bieżąco. Zazwyczaj w porze obiadowej wchodziłam w google i po określeniu mniej więcej ile jeszcze przejedziemy szukałam agroturystyk. Zazwyczaj znajdowałam nocleg w max trzy telefony. Nie zawsze się udało – raz nocowaliśmy w szkole. Cenowo wychodziło nie najgorzej, najdroższy nocleg kosztował nas koło 50złotych za osobę.

W kość nam dały trochę podlaskie drogi, na których asfalt był rzadkim widokiem – nawet na drogach, które na mapach były zaznaczane jako asfaltowe.

W drodze do Krainy Otwartych Okiennic

Z nieznanych mi powodów piaskowe drogi często jeszcze były przeorane poprzecznymi bruzdami, które zamieniły tabletki Isostara w proszek. Wolałam nie zastanawiać się, co robią z moimi nerkami. Nawet miejscowi nie umieli mi wyjaśnić tej tajemnicy, zdradzali za to, że zawieszenia w samochodach wysiadają im na tym w kilka lat, więc auta stoją w garażach, a oni jeżdżą po okolicy rowerami. Polska B pełną gębą.

Nic jednak – ani paskudne drogi, ani kontuzja, ani ból nie sprawiły, że żałowałam wyjazdu choćby przez minutę i mam twarde postanowienie zrobić resztę szlaku, jak będzie to możliwe.


Kolejne wpisy: Białystok i Supraśl // Szlak Tatarski – Sokółka, Bohoniki, Kruszyniany // Green Velo i Kraina Otwartych Okiennic // Białowieża i Białowieski Park Narodowy // Green Velo – Hajnówka, Dubicze, Kleszczele, Rogacze // Grabarka, Janów, Pratulin

Możesz również polubić